piątek, 6 czerwca 2014

Pracować za grosze i nie przeżyć

Często czytam w wywiadach z pisarzami, że nie wierzą w to, iż książki mogą zmienić świat. Ja wiem, że jest kilka książek, które zmieniły mnie. I zapewne każdą z nich tutaj przedstawię.


Najważniejszą jest Za grosze. Pracować i (nie) przeżyć Barbary Ehrenreich. Ta książka obudziła moją społeczną wrażliwość, choć pewnie trafiła na podatny grunt.

Ale nim książka, wcześniej wstęp.
Do przypomnienia sobie tej książki sprowokował mnie telefon słuchacza radiowej Trójki,  4 czerwca. To święto naszej świeżej wolności. A on zapytał – jednym zdaniem – a gdzie równość i braterstwo? No właśnie, gdzie?

W nosie, mamy je w nosie. Ja, i może Wy, przedstawiciele tzw. klasy średniej w Polsce. Pijemy sobie latte w wysokiej szklance, myślimy o wakacjach i szukamy w sieci modnych ciuchów, co oszczędniejsi w promocji. I myślimy sobie, choć może akurat nie w tej chwili: sami osiągnęliśmy tę pozycję, należą nam się wakacje pod palmą i zdolność kredytowa, bo na co dzień ciężko harujemy, bo przysiedliśmy fałdów, bo studia, bo dwa języki, bo „każdy jest kowalem swojego losu”.

Ci pozostali, ci którzy obsługują nas w biedronkach; którzy kupują w sh, bo muszą; którzy całe lato wysiadują na ławkach przed blokiem – oni sami są sobie winni. Nie byli dość pracowici, nie chciało im się uczyć, są leniwi i w dodatku roszczeniowi. Tak sobie posłali, a teraz narzekają że im okruchy spać nie dają.

To w dzisiejszej Polsce powszechne myślenie. Myślimy tak my, myśli tak wielu ekonomistów i polityków. Równo już było – w poprzedniej epoce. Teraz – wreszcie - każdemu wedle zasług. Tak niby sprawiedliwiej. No właśnie, te „nasze” zasługi. Nasze?

Eksperyment myślowy: Rodzisz się na Mazurach, ale nie jako jedynak, w rodzinie właścicieli najpopularniejszego pensjonatu w Mikołajkach. Rodzisz się w wielodzietnej rodzinie, w Sztynorcie, twoi rodzice kiedyś pracowali w PGRze. Teraz – wiadomo - są bez pracy. Ojciec pije, matka sama radzi sobie z codziennością. Marzy jej się lepsze życie dla 7-ki dzieci. Może nawet studia dla ciebie. Ale brakuje: na wkładkę do zupy, na miesięczny do miasta, na nowe buty, na podręcznik do angielskiego. Taki masz życiowy start. Jak myślisz, gdzie będzie meta?
Wiem, zaraz powiesz: są przecież różne stypendia dla zdolnej młodzieży. Są, dla garstki. Dla najzdolniejszych. A co z tymi przeciętnie zdolnymi, takich jest większość – i wśród „nich”, i wśród nas (krzywa Gaussa, kto nie zna, niech wygoogluje)?

To, ile dzisiaj zarabiasz, jakich masz znajomych, czy czytasz książki - zależy w ogromnej mierze od czynników zewnętrznych, niezależnych od ciebie. Od tego, w jakiej rodzinie się urodziłeś. Od tego, czy – mimo biedy – była kochająca. Od tego, czy – mimo problemów finansowych – rodzice stawali na rzęsach, żeby cię wykształcić. Słowem, od tego, czy miałeś kapitał: na koncie lub kulturowy.
Nie jestem z tzw. bogatej rodziny. Ale i tak dostałam bonus od życia - duży kapitał kulturowy. Wykształconych rodziców, świadomych wagi edukacji, w domu były książki, a ja słyszałam „jesteś najlepsza”. I dzięki temu mogłam jeździć w świat, zarobić na własne mieszkanie, studiować. Ale to nie było żadną moją zasługą. Taki mi się „przydarzyło”. Tak jak innym przydarza się bieda, wielodzietność w rodzinie, brak wzorców, a w dowodzie miejsce urodzenia pod Radomiem, a nie na Żoliborzu.   

Jest taki świetny dokument „Warszawa do wzięcia”. O dziewczynach z prowincji, które chciały lepszego życia. Ale w tym lepszym warszawskim życiu – mimo pomocy – i tak sobie nie radzą. Bo nie mówią, tak jak my. Bo nikt ich nie nauczył, jak układać sztućce po skończonym posiłku. Bo nie wiedziały, że pierwszego dnia pracy raczej nie należy się spóźniać. Bo czują się obce. Bo może tę pomoc dostały kilka lat za późno.
  
Jest taka prosta psychologiczna zasada: człowiek za swoje porażki winni czynniki zewnętrzne. A cudze uważa za skutek świadomego działania. Ja się spóźniłem, bo były korki. Ty - bo nie chciało ci się wstać, leniu!

Zapominamy, że – mimo lepszego startu - nam też może się przydarzyć zwrot akcji, jak w dobrym kryminale:
- dobrze zarabiający mąż odejdzie do młodszej, a Ty zostaniesz samotną matką, „alimenciarą” 
- w wyniku wypadku stracisz zdrowie i pracę
- ktoś w Twojej rodzinie zachoruje na chorobę, której państwo nie leczy, „bo za droga i za rzadka”. I, pechowo, nie wzruszysz Hanny Lis.
- urodzisz niepełnosprawne dziecko
- skarbówka uzna, że mówisz zwrócić VAT – wygrasz w sądzie po latach, a jako życiowy bankrut opowiesz o tym w gazecie. Będę mieli „jedynkę”, a ja – pijąc przedłużoną kawę – powiem „akurat, na pewno ma coś na sumieniu. O kochanie, zobacz, co grają w ten weekend…”
Żeby było jasne - powyższego nikomu absolutnie nie życzę. 

Można myśleć, że świat kończy się tam, gdzie moje grodzone osiedle. Do czasu, gdy życie pokaże nam figę z makiem. 

O co mi chodzi? Chodzi mi o solidarność. O prawdziwe opiekuńcze państwo. O równy start. No dobra, o równiejszy. Dlaczego w obecnej Polsce tak wielu tęskni do poprzedniej epoki? Dlatego, że wtedy awans społeczny był możliwy. I wielu naszych rodziców go doświadczyło.

Mimo braku "predyspozycji", mam marzenia jak kandydatka na miss: darmową, dobrą szkołę. Obiad dla każdego dziecka i bilet miesięczny. Skuteczną opiekę zdrowotną. Świetlicę po lekcjach. Mobilne biblioteki i bibliotekarki, które poczytają dzieciom, gdy rodzice leżą zamroczeni alkoholem. Stypendia edukacyjne dla każdego, kto potrzebuje. 
Nie mieści się w głowie i w budżecie? A pomoc dla banków i ulgi podatkowe dla koncernów to już tak?



Mój solidarny plan minimum: nie czuć się lepszą od tych, których nie stać na prywatnego dentystę. Od tych, których córka nosi spodnie po starszym bracie. 
Uśmiechnąć się, zapytać o pogodę i pogadać o gazetkach z biedronki. 
Zawieźć ciuszki syna do ojca Konkola (lub Caritasu), zamiast sprzedać na allegro. 
Mało. Ale może wystarczy na początek.
PS
A recenzja książki już się nie zmieści. Będzie następnym razem.   

7 komentarzy:

  1. oho chyba nie jestem tak "dobra" jak Ty, bo nie pamiętam słowa z tej ksiązki:)
    Ale, postanawiam poprawę!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. przypomnę ci w następnym poście;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wstęp do recenzji zachęcający Fajnie pomarzyć o świecie równych szans dla wszystkich ... Tak na prawdę dużo nie musiało by się zmienić równy dostęp do edukacji książek służby zdrowia możliwość pracy dla.mlodych po wszystkich szkołach by nie ko czyli na przysłowiowym zmywaku Tylko.musiałyby się.zmienić priorytety naszych włodarzy by zamiast wysyłać wojska na drugi koniec świata zaczęli naprawiać to co konieczne w kraju

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak, priorytety powinny się zmienić!

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja tak sobie myślę, że nic nie jest czarno - białe i nie można mierzyć ludzi jedną linijką - choć pewnie tak by było wygodniej i dla celów urzędowych tak się właśnie robi. Tu pojawia się pewien dylemat: dać ludziom rybkę czy wędkę? Bo może zdarzyć się tak, że gdy damy rybkę to następnym razem zażądają złotej rybki. Wracając do książki to czytałam ją dobrych 5 lat temu i pamiętam, że wywarła na mnie ogromne wrażenie.
    kolodynska.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście, że nie jest czarno-białe, ale moim zdaniem dominuje narracja liberalna, przymykająca oczy na pewne problemy i sprawy i tłumacząca je tylko "nie chcą", a nie "nie mogli, nie mieli możliwości". Pzdr:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chętnie sięgnę po te książkę

    OdpowiedzUsuń